Wizerunek – Ho, ho, ho, czyli kto ma prawa do wizerunku Mikołaja
Wizerunek Mikołaja
Niewiele jest postaci na wpół baśniowych, których wizerunek w kulturze i sztuce jest tak spójny i utrwalony w świadomości odbiorców, jak wizerunek słynnego, grudniowego darczyńcy i dobrodzieja ludzkości. Pytanie jednak, czy ktoś ma „święte prawo” do jego wizerunku?
Córka mojej przyjaciółki oznajmiła mi niedawno, że nie ma takiej możliwości, żeby św. Mikołaj naprawdę był z Laponii. Dlaczego? Otóż, jak z absolutną pewnością stwierdziła, w takiej sytuacji, zdecydowanie musiałby mieć skośne oczy. To tylko po raz kolejny uświadomiło mi, że „marketingowy” wizerunek świętego przyjął się powszechnie i w zasadzie, nie wyobrażamy go już sobie inaczej. Choć powinniśmy – Mikołaj z Miry, był bowiem żyjącym na przełomie III i IV wieku biskupem, którego ikonografia przedstawia w biskupich szatach, z mitrą oraz pastorałem. Świętym „od prezentów” został nieco później, chociaż i tak na tyle dawno, że ma już prawo być zmęczony corocznym, grudniowym rajdem wokół globu. Św. Mikołaj był uważany za cudotwórcę, później zaczęto go też postrzegać jako patrona dzieci. W średniowieczu, w dzień jego wspomnienia, rozdawano upominki dzieciom z najuboższych rodzin. Później stopniowo pakowano do jego wora coraz więcej prezentów. Tak ewoluował mit świętego, który dziś wszystkim kojarzy się jednoznacznie nie tyle z kultem religijnym, co z rumianym, brzuchatym staruszkiem z długą, białą brodą.
Można powiedzieć, że św. Mikołaja od kilkuset lat, stopniowo się globalizuje i komercjalizuje. Tak naprawdę jednak, w czerwony „strój roboczy”, czapkę z pomponem i wór z prezentami, na stałe wyposażyła go Coca-Cola. W 1931 roku, rysownik Huddon Sundblom, na potrzeby reklamowe firmy, narysował wizerunek świętego, jakiego znamy dziś. Sundblom miał się na kim wzorować – już w drugiej połowie XIX wieku, Thomas Nast, narysował jeden z pierwszych, współczesnych wizerunków świętego. Gdyby sięgnąć jeszcze dalej w historię, Mikołaja – małego elfa i jego miniaturowy zaprzęg reniferów odnaleźlibyśmy w wierszu Clementa Moore’a. Choć, jak widać, przez lata święty urósł, przytył i zmienił garderobę (zanim ostatnim krzykiem mody stał się czerwony płaszcz, rysownicy usiłowali wmówić Mikołajowi, że bardziej do twarzy mu w zielonym), to dzięki Coca-Coli możemy posługiwać się takim, a nie innym wizerunkiem wesołego staruszka.
W tym miejscu, pojawia się pytanie – co z prawami do wizerunku świętego? Postać Mikołaja każdego roku generuje wielomilionowe zyski, o które jak się wydaje mogłaby upomnieć się właśnie Coca-Cola.
Na jakiej podstawie? Problem ochrony wizerunku postaci jest sporny nie od dziś. Z jednej strony, nie ma wątpliwości, że przedmiotem prawa autorskiego może być fragment utworu, opisujący wygląd czy charakterystyczne cechy danego bohatera. Tak samo, do wykorzystania wizerunku postaci bajkowej, należy mieć licencję twórcy czy wytwórni filmowej. Skoro bałwanek Olaf z „Krainy Lodu” dla niektórych mógłby się nawet roztopić, pewnie z radością użyczyłby też nieraz swojego wizerunku, nie wydaje się jednak, żeby Disney zupełnie nieodpłatnie pozwolił bałwanka prezentować podmiotom zewnętrznym.
Jak widać, postaci mogą być też chronione w niezwiązaniu z fabułą utworu – jako samodzielne utwory – bo przecież bałwanek Olaf to grafika, jako znak towarowy – bo nie ma przeszkód, żeby bałwanka zarejestrować. Jak pokazuje orzecznictwo, kwestia ochrony takiej postaci to sprawa bardzo indywidualna. W sprawie Nichols v. Universal Pictures Corporation, uznano, że im mniej postać jest rozwinięta czy też zindywidualizowana, tym mniejsza ochrona prawnoautorska może jej przysługiwać. W USA czas takiej ochrony liczy się według różnych kryteriów, jednym z nich jest między innymi okres 95-ciu lat od momentu publikacji dla dzieł powstałych w latach 1923- 1963 (Mikołaj Sundbloma ma „raptem” 85 lat). Kiedy utwór wchodzi do domeny publicznej, z wizerunku bohatera można już korzystać. Kwestia ta była przedmiotem sprawy Klinger v. Conan Doyle Estate, Ltd., w której chodziło o prawa do Sherlocka Holmesa. Nie zmieni to jednak faktu, że przypisanie sobie autorstwa postaci, która jest już w domenie publicznej, w dalszym ciągu pozostaje naruszeniem praw osobistych i z tego tytułu wobec osoby naruszającej prawo można mieć roszczenia.
Wydaje się więc, że (jeśli oczywiście podpisano odpowiednie umowy) to Coca-Cola ma prawa do wizerunku św. Mikołaja. Jednakże, firma, działając jakby w imieniu Ducha Dawnych, Obecnych i Przyszłych Świąt Bożego Narodzenia, postanowiła zrobić nam wszystkim prezent i wizerunek Mikołaja oddać do użytku publicznego. W 2013 roku, na stronie Gazeta.pl opublikowano wywiad z Iwoną Jacaszek, dyrektor ds. korporacyjnych w Coca-Cola HBC Polska. Jak powiedziała: „Wizerunek św. Mikołaja jest dobrem publicznym. To, że powszechnie używa się obrazu Mikołaja inspirowanego tym wypromowanym przez Coca-Colę, bardzo nas cieszy. Ten wizerunek się spodobał, a my nie uzurpujemy sobie prawa do niego. Jeszcze raz więc podkreślę, że nie pobieramy żadnych opłat z tytułu jego wykorzystania”.
Co w całej tej sytuacji jest najzabawniejsze? Otóż nawet ten lapoński Mikołaj (choć argument ze skośnymi oczami brzmi bardzo przekonująco, nikt nie ma wątpliwości, że obecny adres świętego to: Santa Claus, Arctic Circle 96930, Rovaniemi, Finlandia) w swojej stylizacji wykorzystuje… wizerunek stworzony przez Huddona Sundbloma, czyniąc go prawdopodobnie najbardziej skutecznym trendsetterem wszechczasów.