Modowe marzenia

Na co dzień w kancelarii zajmujemy się sprawami z zakresu prawa mody. Dlatego jednym z naszych zawodowych obowiązków, choć trzeba przyznać, że w moim przypadku to również czysta przyjemność, jest śledzenie trendów. Musimy wiedzieć co jest modne i co obecnie jest noszone.  Przesiąknięte tymi trendami, mimo naszych mocnych charakterów i umiejętności oparcia się pokusom, zaczynamy mieć swoje modowe marzenia.

A w związku ze zbliżającą się gwiazdką postanowiłyśmy wypowiedzieć je głośno. Zobaczcie jakie każda z nas ma świąteczno-modowe marzenie prezentowe.

Agnieszka Lasota: – Marzę o …. Rolex’ie

Moje świąteczne modowe marzenie wywodzi się z filmu, który mam jeszcze na kasecie VHS. W jeden scenie bodaj najbardziej świątecznego i kultowego filmu “Kevin sam w domu” mama głównego bohatera chciała kupić bilet lotniczy, żeby wrócić do domu. Co prawda nie było już biletów na wybrany przez nią lot, aczkolwiek byli pasażerowie, którzy takie bilety posiadali.  Sprytna Kate McCallister próbowała oferować m.in. biżuterię za dany bilet, a starszemu małżeństwu zaproponowała m. in. zegarek. Na pytanie zadane przez posiadaczkę biletu: “czy to prawdziwy Rolex?” Kate popatrzyła znacząco na kobietę i zapytała: “ a jak Pani myśli?”.

W tym momencie chciałam dowiedzieć się, co kryje się pod nazwą Rolex, że naturalnym było stwierdzenie, że zegarek oferowany przez Kate z całą pewnością nie pochodzi z oryginalnego źródła.

Poszukałam, zobaczyłam i uznałam, że kiedyś taki prawdziwy będzie znajdował się na moim nadgarstku.

Rolex to nie tylko zegarek. Dla mnie jest również czasomierzem powiązanym z Formułą 1 – widzimy logo Rolexa podczas transmisji Grand Prix. Rolex jest tytularnym sponsorem FORMULA 1 ROLEX BRITISH GRAND PRIX 2019. Sir Jackie Stewart czy Mark Webber są ambasadorami marki wskazując jednoznacznie: #EveryRolexTellsAStory, a ich historie są z całą pewnością niebagatelne.

Mój Rolex Lady-Datejust 28 też będzie opowiadał historię, ale może zostawię ją sobie na kolejne święta.  Muszę najpierw poprosić Gwiazdkę, aby skontaktowała się z firmą, czy uda się zainstalować chip z wejściówkami VIP na wszystkie Grand Prix Formuły 1 🙂

Ewa Stawecka: – Marzę o….. trenczu Burberry.

 

Zapytana o mój wymarzony modowy prezent, który chciałabym dostać pod choinkę, nie musiałam się długo zastanawiać. Oczywiście jest to klasyczny trencz marki Burberry. Bardzo lubię „smaczki” modowe, które nie tylko wyglądają, ale również kryje się za nimi jakaś dłuższa i ciekawa historia. Nie wiem czy wiecie, ale historia trencza marki Burberry sięga aż 1880 roku, kiedy to Thomas Burberry wynalazł nieprzemakalną gabardynę, z której następnie skonstruował odzież wierzchnią. Pierwotnie płaszcze zaprojektowane przez Thomasa Burberr’ego służyły żołnierzom na polach bitewnych podczas I wojny światowej, bowiem idealnie chroniły ich przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Samo słowo „trench” (ang.) oznacza właśnie rów, okop, czyli miejsce gdzie pierwotnie płaszcz Burberry się świetnie sprawdzał.

Trencz Burberry w klasycznym wydaniu jest przewiązany paskiem, dwurzędowy oraz zapinany na dziesięć guzików. Jego elementy ozdobne takie jak pagony, głębokie kieszenie, klapy oraz sprzączki pierwotnie miały zupełnie inne zastosowanie niż obecnie. Na przykład metalowe klamry w kształcie litery D służyły żołnierzom do przenoszenia granatów, przepastne kieszenie były idealne do schowania map, a na pagonach znajdowały się naszywki świadczące o stopniu wojskowym danego żołnierza.

Obecnie wariacji na temat trencza Burberry jest mnóstwo. Ja jednak zdecydowanie jestem zwolenniczką klasyki i jego pierwotnego „wojskowego” sznytu. Wynika to pewnie po części z tego, że darzę wojskowych pewną estymą, z racji tego, że mój Tata jest oficerem, a także no sami wiecie… za mundurem panny sznurem. J

Kinga Tutko: – Marzę o …. Garniturze od Yves Saint Laurent

 

Pomimo pracy w Kancelarii która specjalizuje się w prawie mody, w naszym teamie zdecydowanie jestem osobą która najmniej się interesuje modą, a raczej najmniej o niej wie. Dlatego zapytana o mój wymarzony modowy prezent na gwiazdkę na początku zupełnie nie wiedziałam co wybrać, jako że nie jestem zwolenniczką typowych propozycji, takich jak torebka Channel czy inne buty z czerwoną podeszwą.

Jednak po namyśle i przeprowadzeniu burzy mózgów z resztą ekipy, zdecydowanie numerem jeden dla mnie byłby garnitur od Yves Saint Laurent. Garnitury to już kolejny element garderoby który kobiety „ukradły” z szafy swoich mężczyzn i nie budzą już takiego zdziwienia gdy są przez nie noszone. To właśnie Yves Saint Laurent jako pierwszy wprowadził do damskiej mody garnitury, prezentując kolekcję zwaną „Le smoking”, która została zaprezentowana w styczniu 1966 roku. Projektant słynął z przełamywania utartych schematów i budził kontrowersje swoimi pomysłami. Nie inaczej było gdy stworzył kolekcję dla kobiet, która zawierała typowo męskie elementy garderoby. Pokaz projektanta przypadał na okres gdy feminizm rósł w siłę i kobiety walczyły o równouprawnienie z mężczyznami – co projektant pokazał w swojej kolekcji. Oczywiście w tamtym okresie damskie garnitury nie zostały przyjęte z aprobatą i nadal tylko nieliczne hotele i restauracje pozwalały kobietom na wstęp w garniturze.

Dlaczego wybrałam akurat damski garnitur od Yves Saint Laurent? Początkowo nawet nie znałam jego historii, jednak to co mi się podoba w tym ubiorze to, że od razu dodaje pewności siebie, klasy oraz zestawiony z odpowiednimi dodatkami może służyć zarówno jako elegancki zestaw do pracy jak i strój na szaloną imprezę. Ja akurat zazwyczaj nie noszę spódnic, a garnitur może być jednocześnie elegancki jak i wygodny oraz bez wysiłku „zrobić” całą stylizację, bez typowego stania przed lustrem i zastanawiania się co na siebie włożyć. Pomimo, że jest to element zaczerpnięty z męskiej garderoby, uważam, że odpowiednio noszony podkreśla kobiecość i zdecydowanie jest to dla mnie „power item”, który dodaje pewności siebie i można podbijać świat bez obaw, że zawieje silny wiatr i zaliczymy wpadkę.

Agnieszka Witońska-Pakulska: – Marzę o ….saddlebag od Dior’a

 

Jeśli miałabym do wyboru zakup jednej tylko rzeczy i byłby to wybór między butami a torebką to byłabym jak ta żaba z dowcipu, która poproszona o dołączenie do pięknych albo mądrych stanęła pośrodku i stwierdziła, że się nie rozdwoi.

Z torbą i butami mam niestety tak jak moja 3,5 letnia córka z czekoladą. Bardzo ciężko jest mi się im oprzeć i racjonalne argumenty co do tego, że mam już trzy pary czarnych szpilek i dwie czarne torby, często do mnie nie przemawiają. Jednak wybór musiał zostać dokonany i zdecydowałam, że tym razem moje modowe marzenie związane jest z torbą.

Od lat jestem zakochana w torbach marki Tod’s, ale w tych modelach, które pomieszczą wszystkie moje akcesoria biurowe tj. komputer, telefon, kosmetyczkę, butelkę bkr i mnóstwo dokumentów.  Dlatego przy wyborze modowego, wymarzonego prezentu tej gwiazdki, jako miłośniczka serialu i filmów „Seks w wielkim mieście”, nie mogłabym przejść obojętnie obok powrotu kultowej torebki Dior’a – saddlebag i dlatego tej gwiazdki moje serce należy do niej.

Torebka była pierwotnie wprowadzona w 1999 roku, w czasie, gdy dyrektorem kreatywnym domu mody Dior był John Galliano. Torebka szybko stała się “it bag” i nosiły ją wszystkie gwiazdy, w tym Paris Hilton i Beyoncé.

Torba została zastrzeżona jako wzór przemysłowy już w na początku 2000 roku – numer wzoru to D050599-0001.

Aktualny model od pierwotnego różni się przede wszystkim rozmiarem. Obecny model jest nieco większy od pierwotnego, między innymi po to, aby pomieścić nowego iPhona. Wszystkie modele zawierają zawieszone na nich ikoniczne złote „D”.

Do wyboru jest kilka wersji. Moim absolutnym faworytem jest niebieski Dior Oblique płótno żakardowe. I choć wielu mogłoby powiedzieć, że torba jest niepraktyczna, bo mała, nieskórzana, to ja im wszystkim mówię,….. ale jest pięęęęęękna.



Bądź na bieżąco z zagadnieniami dotyczącymi prawa mody!
Zapisz się do newslettera już teraz!