Handel gadżetami filmowymi
Handel gadżetami filmowymi – czyli „czy każdy może zostać Ollivanderem?”
„Ollivanderowie: wytwórcy najlepszych różdżek od 382 r. przed nową erą”[1] – ten napis nad wejściem wita wszystkich adeptów magii, którzy zaglądają do słynnego sklepu na Ulicy Pokątnej. Kupowanie różdżki jest procesem absolutnie wyjątkowym. Dlaczego? Ponieważ nie istnieją dwie identyczne różdżki, a co więcej, każda z nich sama wybiera sobie czarodzieja. Dlatego próba nabycia u Ollivandera „różdżki Pottera” spełzłaby na niczym.
Na wielu innych od Pokątnej ulicach świata, w sklepach z zabawkami oraz gadżetami filmowymi taki zakup pozbawiony jest znamion wyjątkowości czy cudowności. Choć daje on sporo radości, nie czarujmy się – Jedyny Pierścień nie jest wcale jedyny w swoim rodzaju, miecze świetlne mają znak zgodności z dyrektywami unijnymi – CE, a hełm szturmowca może posłużyć w najlepszym wypadku jako słoik na ciasteczka. Handel replikami filmowymi przynosi rok rocznie kolosalne dochody, warto się więc zastanowić, czy każdy może legalnie wydziergać i sprzedać własny szalik Gryffindoru?
W przypadku gadżetów filmowych raczej nie ma problemów i wątpliwości. Kubki z logo filmu mogą być chronione ze względu na umieszczony na nich znak towarowy, koszulki ze zdjęciami bohaterów wykorzystują wizerunek aktora i same fotosy z filmu, z czego wynika ich ochrona. Pytanie jednak, jak odnieść się do replik filmowych? W sprawie DC Comics v. Towle, twórcy komiksów pozwali właściciela warsztatu, który zajmował się produkcją replik pojazdów, z powodu stworzenia przez niego samochodu wzorowanego na Batmobilu. Sąd przychylił się do stanowiska powoda i uznał, że Batmobile może być chroniony prawem autorskim, a jego produkcja narusza znak towarowy DC. Wizerunek, projekt, sama postać legendarnego pojazdu jest bowiem własnością DC Comics.
Wydaje się, że producenci filmowi mogą źródła swoich uprawnień do filmowych „zabawek” poszukiwać na jeszcze innym gruncie. Dobrą ilustracją jest przykład z branży fryzjerskiej – Chanel w 2014 roku złożyła pozew przeciwko fryzjerce Chanel Jones, która swój salon fryzjerski nazwała swoim własnym imieniem. Gigant modowy wygrał sprawę, a Pani Jones dowiedziała się, że nie może wykorzystywać renomy innej firmy i w jakikolwiek sposób sugerować, że jest ona powiązana z jej działalnością. Podobnego „żerowania” na renomie można dopatrywać się w przypadku replik filmowych. Jeżeli sprzedajemy różdżki Harry’ego, Rona czy Hermiony odwołujemy się do wartości jaką stanowi marka „Harry Potter”, nawet bez wykorzystania znaku towarowego. Wiadomo bowiem, że tylko zwykły mugol wolałby różdżkę bezimiennego bohatera.
Jeszcze jedną drogą ochrony gadżetów filmowych jest sięgnięcie do przepisów chroniących utwór jako taki. Wydaje się, że nawet, bazując na polskiej ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych, można by uznać na przykład słynną Gwiazdę Wieczorną – naszyjnik Arweny, za utwór w rozumieniu art. 1 aktu. Każdy „przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze” zdecydowanie zasługuje na ochronę. Nie ma wątpliwości, że osoby pracujące nad gadżetami filmowymi muszą wykazać się sporą kreatywnością, żeby wymyślić tak misterny element biżuterii.
Jak pokazał przykład George’a Lucasa, na zabawkach i gadżetach związanych z filmową serią można zarobić nawet więcej, niż na samych filmach. Trudno więc dziwić się, że twórcy tak pilnie strzegą tego, aby nie wprowadzać do obrotu takich przedmiotów, nie uzyskawszy uprzednio licencji na ich produkcję i sprzedaż. Taka jest strategia ochrony marki. Odpowiadając jednak na pytanie postawione powyżej – jeśli sami zrobicie sobie szalik Gryfona, nikt nie ściągnie go Wam z szyi, żeby popędzić z nim do Sądu. Ewentualnie, inny fan Harry’ego Pottera, który nie umie robić na drutach.
[1] J. K. Rowling, „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, Media Rodzina, Poznań 2015, s.70
Zdjęcie pochodzi ze strony unsplash.com i jest autorstwa Elijah Flores.