Blogerka modowa- czy można komuś ukraść stylizację?
Od paru lat nie słabnie popularność blogów szafiarek. Niektórzy twierdzą, że kreują one trendy dla mas, inni – że powielają tylko to, co na wybiegach prezentują projektanci. Tak, czy inaczej, blogerki prześcigają się w pomysłach, próbując wybić się pośród rosnącej wciąż konkurencji. Czasem jednak zdarzają im się wpadki, które bardzo szybko wychwytują internauci. Oczywiście, im bardziej popularna blogerka, pod tym większą „obserwacją” znajdują się jej poczynania. Kiedy parę lat temu Kasia Tusk zaprezentowała na swoim blogu stylizację łudząco podobną do tej, którą wcześniej pokazała Julie Sarinana z sincerelyjules.com, fani (i zapewne żądni sensacji antyfani również), zaczęli szczegółowo porównywać elementy obu ubiorów. Białe spodnie, botki, szara bluzka, dżinsowa kurtka i delikatne dodatki – nie brzmi to jak szczególnie odkrywczy zestaw, a jednak, zestawiając zdjęcia obu blogerek, trudno jest nie zauważyć uderzającego podobieństwa tych stylizacji. Takich przypadków oczywiście jest więcej, co jakiś czas okazuje się, że dwie szafiarki postanowiły założyć na siebie praktycznie to samo i pokazać na swoim blogu jako inspirację dla innych osób. Warto w tym kontekście zadać sobie pytanie – czy można splagiatować czyjąś stylizację? Żeby tak było, specyficzny dobór ubrania trzeba by uznać za utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Co do tego, że projekty są twórczością nie ma żadnych wątpliwości, ale czy możemy uznać się za twórców, za każdym razem, kiedy rano zamieniamy wygodną piżamę na coś bardziej „wymyślnego”?
Na gruncie polskiej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, za przedmiot prawa autorskiego uznaje się „każdy przejaw działalności twórczej”, który ma indywidualny charakter. Jako że ustawa nie zamyka katalogu typów dzieł, z powodzeniem za twórczość moglibyśmy uznać także stylizację. Z drugiej jednak strony, ustawa nie chroni samych pomysłów, warto więc zastanowić się, czy sposób komponowania ze sobą ubrań i dodatków nie jest zaledwie ideą, niepodlegającą ochronie, a zatem niemożliwą do splagiatowania.
Wydaje się, że podobny problem tyczy się od lat przepisów kucharskich. Doktryna nie jest w tej kwestii jednolita, jednakże większość orzecznictwa przychyla się raczej do stwierdzenia, że przepis kulinarny może być objęty prawem autorskim, a dokładnie – chroniony może być sposób jego wyrażenia (zob. wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu z dn. 29 stycznia 2013 roku, sygn.. akt I C 477/12). Musi on jednak w najmniejszym choćby stopniu wykazywać cechy twórczości. Wydaje się więc, że przepis na mizerię „pokrój ogórka, dodaj śmietanę, sól i pieprz” za utwór w żadnym wypadku uznany być nie może.
Cechą konstytutywną dzieła i zarazem tym aspektem, który w ocenie sprawia najwięcej trudności jest niedookreślona przez ustawę indywidualność utworu. Z pomocą przychodzi tu tak zwany test statystycznej jednorazowości Kummera. Jeśli możemy ustalić, że poddane badaniu dzieło nie powstało wcześniej oraz, że nie jest statystycznie prawdopodobne, że kiedyś stworzy je od zera inna osoba, przyjmujemy, że charakteryzuje się ono cechą indywidualności. Wydaje się więc, że w odniesieniu do szafiarek, każdą sytuację należy rozpatrywać w sposób indywidualny. O ile łatwiej przychodzi nam dostrzeżenie kreatywnej twórczości w naprawdę niebanalnym połączeniu elementów stylizacji, o tyle stwierdzenie, że białe dżinsy plus szary T-shirt to utwór, z trudem przechodzi przez gardło. Choć pewnie Julie Sarinany wcale nie ucieszyłaby taka interpretacja.
Zdjęcie pochodzi ze strony unsplash.com; autorstwo: London Scout